niedziela, 30 sierpnia 2015

Powrót.

    Dobry wieczór. Zapraszam na kolejny już rozdział na moim blogu. Co prawda, sama nie jestem zadowolona z efektu mojej pracy, lecz mam nadzieję, że spodoba Wam się. 
 miłego czytania, nana ♥



      Sekundy płynęły tak nieznośnie wolno, że wydawały się odrętwiałej z przerażenia dziewczynie, długimi minutami. Czuła jak strach obezwładnia jej biedne ciało, zamykając ciaśniej na niej swoje ramiona. Wypełniał każdą jej komórkę ciała.
  Palce nadal zaciskała kurczowo na schowanej w kieszeni czerwonej bluzy, różdżce. Zdawała sobie jednak doskonale sprawę, że póki co, pora na jej użycie jeszcze nie nadeszła. Ostrze noża dotykające jej delikatną skórę szyi, podpowiadało wyraźnie aby nie robić nic pochopnie, chyba, że miałaby tego gorzko żałować. Każdy jej  nieostrożny ruch mógł spowodować zwyczajne i brutalne poderżnięcie jej gardła przez nożownika. A tego na pewno dziewczyna nie chciała.
 Jej życie ponownie znalazło się w rękach innej osoby. Osoby gotowej zabić ją bez żadnego wahania i skrupułów. A dzieje się to zaledwie kilka miesięcy od zakończenia wojny. Nie dane jest jej uciec od życia pełnego strachu i okropieństw?  
 Przełknęła delikatnie ślinę. Postanowiła działać.
  - Czego ode mnie chcesz? – wyszeptała na tyle cicho, że oprawca musiał przysunąć twarz bliżej jej głowy, aby zrozumieć słowa wypowiedziane z jej ust. Kolejne długie sekundy, a może jednak minuty? Bawił się doskonale jej przerażeniem, nad którym ze wszystkich sił nieudolnie próbowała zapanować.
Do cholery, odpowiedz mi!
 Nagle Gryfonka poczuła jak ręka nożownika zaciska się boleśnie na jej talii i bez żadnego sprzeciwu ciągnie ją brutalnie w stronę pustej klasy. Ku wielkiej uldze dziewczyny, zdjął nóż z jej szyi, by po chwili otworzyć cicho drzwi do pomieszczenia. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, zadać atak, cokolwiek, została brutalnie popchnięta do przodu, na najbliżej stojące pulpity.
 - Debilu, przecież to Granger! – usłyszała syk.
  Krzyknęła cicho, tracąc równowagę i runęłaby niechybnie, rozbijając sobie głowę, gdyby nie ręka łapiąca ją delikatnie w talii.  
  Zdumiona tkwiła przez chwilę, z wzrokiem wbitym tępo w drewniane panele, po czym wstała z klęczek, odwracając wzrok w stronę oprawcy. Poczuła jak wściekłość i ból zalewają jej duszę, na widok nie jednej, a dwóch twarzy. Zachłysnęła się powietrzem, czując jak do jej oczu napływają łzy wściekłości.

***
- W bibliotece też jej nie ma – szepnął gorączkowo pewien rudzielec do ucha czarnowłosego Pottera, który na jego słowa zmarszczył brwi.
 Obaj szli dość szybkim krokiem przedzierając się przez tłum uczniów, który wypełnił hogwarckie korytarze, po zakończeniu kolacji. Obaj martwili się o jedną dziewczynę, swoją wieloletnią przyjaciółkę, która się na niej nie pojawiła, co wydało się im bynajmniej dziwne.
 - Nie wiem… A w dormitorium też jej nie ma? – odszepnął Potter, po krótkim zastanowieniu, gdzie mogła podziać się Hermiona. Jego przyjaciel pokręcił przecząco głową, na co Gryfon zaklął pod nosem.
 - Ginny sprawdzała, nie było jej w dormitorium.
- Cholera, Ron, nie wiem… A nie przesadzamy przypadkiem? Miona nie ma pięciu lat, na pewno zaszyła się gdzieś, aby pobyć sama ze swoimi myślami, czy coś takiego. Nie popadajmy w paranoję. Wiesz dobrze, co przeszła na wojnie, jej rodzice… - zniżył ton głosu, aby jedynie Weasley mógł go usłyszeć.
- Cholera, Harry! Ja czuję, że coś się jej stało! – warknął wściekle rudzielec, popychając przyjaciela w stronę opuszczonego korytarza, w obawie, że ktoś mógłby podsłuchać ich rozmowę - Teraz może leżeć gdzieś martwa a Ty sugerujesz, że wyolbrzymiam to?! Musimy ją znaleźć. Jak nie chcesz, to wracaj do dormitorium, nie potrzebuję Twojej zasranej pomocy, Potter. – zakończył swój monolog, patrząc na czarnowłosego z urazą w spojrzeniu. Harry westchnął, co Ron najwyraźniej źle odczytał. – Jasne, wiedziałem, że nie pomożesz mi – rzekł to spokojnie, z kpiną w głosie. Odwrócił się wściekle na pięcie i pobiegł, znikając za zakrętem, nim Wybraniec zdążył cokolwiek powiedzieć.

***
 - Hugo… - tylko tyle mogła wydusić z siebie i patrząc na nich z taką wściekłością, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, oni niechybnie zamieniliby się w kupkę popiołu. Czuła ból i gulę w gardle nie do przełknięcia. Wypłakała tyle łez, myśląc, że oni nie żyją, że już nigdy ich nie zobaczy…
A teraz patrzyli na nią, mierząc się wzrokiem.
Żyli.
Oni.
Źyli.
 Dziewczyna nie wiedziała jak się zachować, co zrobić w tej sytuacji. Rzucić się, przytulając mocno Krukonów, czy też zacząć wrzeszczeć, mając im za złe, że zrobili wszystko, by myślała, że nie żyją zabici przez szmalcowników. Klęczała jak oniemiała na podłodze. Była sparaliżowana.
Niezręczną ciszę przerwał jeden z braci. Jego aksamitny głos rozniósł się po pomieszczeniu. Serce dziewczyny drgnęło.
 - Mionka… - szepnął cicho jasnowłosy Gregory, brat jej byłego już, chłopaka Huga. Z wyglądu niewiele się zmienił, praktycznie nic. Może włosy koloru słomy były dłuższe, a jasnoniebieskie oczy patrzyły na świat już nie z rozbawieniem, lecz z  głęboką powagą. Nadal miał kolczyk w lewej brwi i ośmiomilimetrowe, czarne plugi w obydwu uszach. Na prawej ręce wytatuowanego miał czarno-białego orła, symbol Domu, do którego należał w czasach, gdy jeszcze uczęszczał do Hogwartu – Ravenclawu. Ubrany w zwykły, czarny sweter z podwiniętymi rękawami do łokci, ciemnymi spodniami i zwyczajnymi tenisówkami. Nadal wyglądał nieziemsko, jak młody bóg, bożyszcz uczennic Hogwartu.
  Przeniosła wzrok na Hugo. Również w jego wyglądzie zaszły znikome zmiany. Ciemne, kruczoczarne włosy nadal wyglądały tak, jakby od miesiąca nie widziały szczotki, lecz właśnie rozwiane, rozczochrane włosy dodawały mu uroczego uroku. Tęczówki koloru wzburzonego, granatowego morza mierzyły ją nieśmiałym spojrzeniem.
  W przeciwieństwie do swojego starszego o rok brata, nie ozdobił swojego ciała żadnymi tatuażami oraz nie miał piercingu. Był w jego cieniu, lecz Gryfonce to w żadnym stopniu nie przeszkadzało.
 Zakochała się przecież w nim, nieśmiałym, nieco zagubionym chłopcu, którego poznała w drugiej klasie, gdy Malfoy, wraz z innymi ze swojej ślizgońskiej bandy, pastwił się nad Krukonem, bijąc go i rzucając niewybredne żarty. Szydzili z chłopaka oraz jego mugolskiej rodziny. Czystość krwi…
 Chłopak uśmiechnął się nieśmiało, a dziewczyna poczuła, że na jej twarz również wpływa lekki uśmiech. Nie liczyły się już wszystkie kłamstwa przeszłości. Najważniejsze dla niej było, że żyją, że ma ich przy sobie. Gwałtownie wstała z podłogi, podbiegając do obydwóch Krukonów i zamykając ich w mocnym uścisku. Tego wieczoru ponownie odzyskała przyjaciół. Nie zamierzała tym razem ich stracić.
 - Hugo, Greg… - wyszeptała, ze łzami w oczach.

***
Ron czuł wściekłość, która w nim buzowała. Wydawało mu się, że jego przyjaciel się zupełnie nie przejmować zniknięciem Hermiony, która w tym momencie mogła wydawać swoje ostatnie tchnienia. Czy jego los dziewczyny kompletnie nie obchodził?!
 Gdzieś w podświadomości wiedział, że raczej przesadza, wpadając w panikę i wyobrażając sobie najgorsze scenariusze, ale po prostu czuł, że coś jest na rzeczy. Dziewczyna sama z siebie tak nie znikała. Coś musiało się stać.
- Uważaj – warknął tylko, gdy jakiś przestraszony pierwszoklasista wpadł na niego. Spłoszony dzieciak uciekł jak najszybciej.
Cholera, Mionuś, gdzie jesteś…, szepnął sam do siebie, skręcając z korytarz prowadzący do biblioteki. Sprawdzić to miejsce jeszcze raz nic nie zaszkodzi.

***
 - Czy Wy wiecie co ja przeżywałam przez ten cały czas? Myślałam, że już dawno nie żyjecie, zabici przez sługusów Voldemorta ze względu na Waszą krew… Zresztą chyba sami postaraliście się, żeby pojawiła się taka informacja, co zresztą rozumiem. Chcieliście być bezpieczni, lecz dlaczego dopiero ponad pół roku od zakończenia wojny pojawiacie się tu, w Hogwarcie i informujecie mnie o swoim nagłym zmarchwystaniu – mruknęła z wyraźną kpiną akcentując ostatnie słowo. – I kogo pomyliliście ze mną? Komu chcieliście grozić nożem?
 Ton jej wypowiedzi, zmienił się tak nagle z przyjaznego na niemiły. Zmarszczyła gniewnie brwi, ręce z wściekłością zakładając na piersi. Mierzyła chłopaków wzrokiem, wyraźnie oczekując tłumaczenia się.
 Ze zdziwieniem stwierdziła, że na ich twarze zakrada się skrucha i wstyd. Spuścili głowy, nie mogąc spojrzeć jej w oczy.
 Pierwszy otrząsnął Hugo. Z cichym westchnięciem wyciągnął z kieszeni trzynastocalową różdżkę, rzucając na pomieszczenie zaklęci wyciszające, po czym podszedł do dziewczyny. Obserwowała uważnie każdy jego ruch, czując jego dłoń na jej policzku, zaś drugą zatopił w jej włosach, głaszcząc ją delikatnie.
 Przyśpieszony puls serca i znajome motyle w brzuchu dały o sobie znać, reagując na bliskość chłopaka. Dziewczyna poczuła jak odpływa. W tamtej chwili liczył się tylko on. Spojrzała z uczuciem w jego oczy, a on odwzajemnił jej spojrzenie. Stali tak, pośrodku opuszczonej i zakurzonej sali, zapominając o całym świecie. Do Hermiony wróciły wszystkie uczucia, które starała się ukryć gdzieś głęboko w duszy, wiążąc się po wojnie z Ronem…
Ron!, krzyknęła głośno jakaś jej cząstka, przypominając o wesołym rudzielcu z którym była razem. Szczęśliwa.
 Dziewczyna odskoczyła jak oparzona od czarnowłosego, spoglądając na niego niepewnie. Czuła jak wszystko, czym darzyła w szóstej klasie Krukona, wróciło wraz z jego czułym dotykiem, jego troskliwym spojrzeniem. Cholera, nadal coś do niego czuła. Uczucia nie dają tak łatwo o sobie zapomnieć.
Granger, opanuj się! , warknęła w duszy, czując jak się rumieni. Spuściła momentalnie wzrok. Jak ona się zachowuje?! Ta chwila słabości przed chwilą nie miała mieć prawa miejsca. Ona jest z Ronem Weasley’em, do jasnej anielki. Jego tylko kocha, z nim jest szczęśliwa, dlaczego więc tak zachowuje się w stosunku do swojego już byłego chłopaka?
  Hugo to przeszłość. Ich związek może mógł sobie trwać całą szóstą klasę, ale to była już przeszłość. Oboje zdali sobie, na całe szczęście, sprawę, że lepiej będzie dla obojga, gdy rozstaną się w przyjaźni i zgodzie. Zostaną z powrotem przyjaciółmi. oboje Najlepszymi.
 Co się więc z nią dzieje?
 Gdy Gryfonka biła się z myślami, ciszę przerwał Gregory.
- Oboje nie wiedzieliśmy… Oboje się baliśmy tego spotkania. Baliśmy się, że nie wybaczysz nam, że upozorowaliśmy swoją śmierć. Obawialiśmy się… Byliśmy tchórzami, z czego zdajemy sobie sprawę… Przepraszam, Hermiono.
- Głupcy – odszepnęła tylko, wzdychając cicho. Pokręciła powoli głową. 
- Wybacz nam, Miona – powiedział cicho Hugo, przygryzając zębami dolną wargę. Spojrzał w oczekiwaniu na dziewczynę, marszczącą zabawnie nosek.
- A komu mieliście zamiar grozić nożem, ale los zarządził, że tą ofiarą stałam się przez przypadek ja? I jak dostaliście się do zamku? – westchnęła, rzucając im pytające spojrzenie. Zrobiła dwa kroki do tyłu, by usiąść na drewnianym pulpicie, w oczekiwaniu na odpowiedź przyjaciół. Czarodzieje popatrzyli na siebie, wymieniając spojrzenia.
- Anna Cook… Pracujemy nad sprawą, w którą być może jest ona zamieszana… I chcieliśmy ją przesłuchać.
Brunetka uniosła brwi.
- Przesłuchać?! Grożąc dziewczynie nożem?! Grożąc jej śmiercią?! Doprawdy, wspaniałe metody na przesłuchanie – parsknęła, lecz na jej twarzy nie zagościł uśmiech. Przeciwnie, wyprostowała się, zakładając ręce na piersi a jej oczy spochmurniały.
- Nie mieliśmy innego wyjścia… Dziewczyna jest zamieszana w zabójstwo czarodzieja, Albusa Obamy – mruknął Hugo, rozdrażniony nieco wybuchem swojej przyjaciółki.
- A dlaczego nie możecie jej wezwać oficjalnie na przesłuchanie, tylko wdzieracie się do Hogwartu i odstawiacie coś takiego?! – warknęła, czując zdenerwowanie słowami chłopaków.
- To delikatna sprawa. Granger, Ty nic nie rozumiesz, głupia szla… - powiedział z wściekłością Gregory, któremu również udzieliła się złość, zanim zdążył ugryźć się w język. Szybko jednak pożałował słów, które wymsknęły mu się z ust.
 Oczy Hermiony pociemniały momentalnie, poczuła jednocześnie wielką gulę, która pojawiła się w jej gardle. Miała dziwne wrażenie, że jej serce w tej chwili rozpadło się właśnie na tysiące kawałeczków.
Przetrawiła takie wyzwiska, które słyszała od swoich wrogów, lecz słysząc te słowo w ustach jej najlepszego przyjaciela…
 Z godnością zeskoczyła z stołu, przy czym, nie zaszczycając braci ani jednym spojrzeniem, dumnie wyprostowana podeszła do dębowych drzwi. Położyła dłoń na mosiężnej klamce.
- Przypominam Wam, że również pochodzicie z mugolskiej rodziny – rzuciła im sucho, znikając za drzwiami.
 W pokoju zapadła martwa cisza. 
- Czy Ty nie masz mózgu?! – krzyknął jego wściekły brat, chcąc rzucić się w bieg za urażoną dziewczyną, jednak powstrzymał go Gregory, kładąc rękę na ramieniu chłopaka.
- Znikamy stąd.

Nim czarnowłosy zdążył jakkolwiek zareagować, teleportowali się z charakterystycznym trzaskiem.